sobota, 5 listopada 2016

BTS: Hello, my dear.

BTS: Hello, my dear
chapter 1


- To nie dialog jest najważniejszy - burknął pod nosem brązowowłosy chłopak siedzący dwa rzędy przede mną po przeciwległej stronie klasy.
- KIM TAEHYUNG, MOŻESZ W KOŃCU PRZESTAĆ MI PRZERYWAĆ?! W TYM ZAKICHANYM UTWORZE TO WŁAŚNIE DIALOGI SĄ KLUCZOWE! - nauczycielka w końcu zareagowała tak, jak obstawiałem na początku lekcji.
- A zwróciła pani uwagę na scenerię towarzyszącą tej scenie? Pełno tam, jak to autorka ujęła, "kwiatów krwi", mówiąc prościej - są czerwone; kolor sukienki Ardelii to również czerwień. To i wiele, wiele innych czerwonych elementów odpowiada mocy czerwonej nici... To już nawet Sienkiewicz pisał o tym w tym swoim Quo Vadisie! - chłopiec... ekhm, Taehyung wydawał się być naprawdę wzburzony tym, że nauczycielka po pierwsze nie dopuszczała go w ogóle do głosu i po drugie, że nie zwróciła uwagi na jego odkrycia.
- A co ma Sienkiewicz do tej cholernej lektury?! - czterdziestolatka chwyciła prawą dłonią za oprawki swoich okularów, wymachując obszernym tomiskiem.
- To, że był Polakiem! - Taehyung gwałtownie wstał, paradoksalnie powoli i delikatnie opierając dłonie na blat swojej ławki.
- I co to ma do rzeczy?!
- Polacy to nieogary!
- Zważaj na słownictwo, Kim!
- Ale taka prawda! Nawet ja to zauważyłem! - odetchnął, pocierając powiekę wewnętrzną stroną nadgarstka. - a wie pani, co to oznacza...
Westchnęła ciężko i odczekała kilka chwil, zanim mu odpowiedziała.
- Kontynuuj.
- Może Pani słyszała o chińskiej legendzie o czerwonej nici - zrobił niemal dramatyczną pauzę, w rzeczywistości oczekując jakiegokolwiek przejawu zainteresowania. - Chodzi w niej o to, że bogowie zawiązują wokół nadgarstka - tak wierzą w Chinach - lub małego palca - a tak się przyjęło w Japonii - czerwoną cieniutką nitkę, której końce łączą ze sobą dwie przeznaczone sobie osoby. Spotkają się one kiedyś w określonych okolicznościach. Dwoje ludzi połączonych czerwoną nitką jest przeznaczonych do miłości niezależnie od czasu, miejsca, tego kim są, co robią. Czerwona nitka może się rozciągać i plątać, ale nigdy nie pęka. Prędzej czy później osoby sobie przeznaczone na siebie trafią.
Przechyliłem głowę na bok, słuchając go z zaciekawieniem, mimo wrażenia, że większość po prostu wyrecytował. Tyle że miał rację. Dialogi wskazywały na to, że dziewczyną kierowała czysta żądza krwi, miała zaburzenia psychiczne i tak dalej, z kolei ta magiczna czerwień Taehyunga sprowadzała całość na nieco łagodniejszy tor zazdrości. Ardelia była Julią dwudziestego wieku, której Romeo pobłądził przy samobójstwie, a która nie zatruła siebie, tylko Montecchich.
- I co to ma do rzeczy, Kim?
Widać było, że zabolało to Taehyunga prosto w jego inteligencję (przez tych parę miesięcy nauki z nim zdążyłem zauważyć, że nie jest jej jakoś zadowalająco dużo, ale ma przebłyski zadziwiająco wielkiego geniuszu). Usiadł spłoszony, spuszczając głowę w dół oraz zaciskając usta w wąską linię a dłonie w pięści.
- Dużo, pani profesor, bardzo dużo. Nie będę wyjaśniać jego słów, bo straciłyby swój urok - odpowiedziałem za niego, przy końcu zerkając na niego z delikatnym, rozczulonym uśmiechem. - ...jednak proszę je przeanalizować. Mają sens.
Wyłapałem jeszcze jego nieodgadnione spojrzenie, zanim z powrotem zajęliśmy się lekcją.

Przerzuciłem pasek torby przez ramię, wychodząc po dzwonku oczywiście jako jeden z ostatnich. Skierowałem się od razu na dach szkoły z racji tego, że właśnie rozpoczęła się przerwa obiadowa. Moja melancholijna strona uwielbiała tu przychodzić. Usiadłem pod balustradą, odkładając torbę na bok. Wyjąłem swoje pudełko śniadaniowe z ukochanym mięskiem i sałatką warzywną wraz z pałeczkami. Przeżuwałem powoli dużą porcję, którą wpakowałem do ust przed trzydziestoma sekundami.
- Czemu to zrobiłeś?
Odwróciłem gwałtownie głowę w bok na dźwięk głosu Tae, o mało się nie krztusząc. Musiałem wyglądać przekomicznie z wypchanymi policzkami i rozszerzonymi oczami. Mimo tego chłopak się nie zaśmiał, co wydało mi się nader dziwne. Był człowiekiem, który śmiał się z dosłownie wszystkiego i nawet ja wybuchnąłbym jak opętany, widząc sam siebie ze świadomością, że to dzięki mnie. A nie lubię się za często śmiać. A może po prostu mam nieco inne poczucie humoru. Przez dłuższy czas wpatrywaliśmy się w swoje oczy, tocząc niewerbalny dialog między sobą.
- Wciąż nie odpowiedziałeś, hyung.
Wsunął dłonie w kieszenie swoich wąskich jeansów, nie przerywając kontaktu wzrokowego. W końcu przełknąłem jedzenie, po czym oblizałem wargi.
- Po prostu lubię kreatywnych ludzi - zacząłem, w myślach jednocześnie karcąc się, że co ja gadam, przecież nie lubię ludzi, Chciałem coś jeszcze dodać, sprecyzować swoje słowa, ale chłopak mnie wyprzedził.
- Nie jestem kreatywny, bardziej pasuje dziwny.
Taehyung przekrzywił głowę, na moment upodabniając się do małego pieska. Przez ułamek sekundy pomyślałem, że chłopak jest naprawdę niezwykle uroczy i w moim typie, co jednak po chwili wydało mi się wręcz absurdalne. Uniosłem kąciki ust, szybko pakując jedzenie z powrotem do torby.
- Słuchaj, Tae... Sam nie do końca wiem. To, co powiedziałeś po prostu zabrzmiało ciekawie, masz inne patrzenie na świat, wydajesz się być intrygujący. Plus jeszcze twoje zachowanie podczas konwersacji z panią Kyung... między innymi przez to.
Dopiero po usłyszeniu swoich własnych słów, dotarło do mnie, że dałem mu do zrozumienia, że interesuje mnie jego osoba. Starałem się przez to jednak nie spłoszyć i kontynuować z takim samym luzem i swobodą. Po upływie kilku sekund zauważyłem kolejną rzecz. Taehyung od początku mojej wypowiedzi uśmiechał się, tak o.
- Wyjaśnisz mi to? - zapytałem, wymachując wskazującymi palcami linię na kształt uśmiechu, samemu mimowolnie rozciągąłem w nim swoją twarz.
- Nazwałeś mnie Tae - mruknął cicho, wyszczerzając się jeszcze bardziej. Nie sądziłem, że coś tak trywialnego może sprawić komuś tyle radości. I na moje szczęście całą swoją uwagę poświęcił właśnie temu. Wstałem, przeciągając się lekko i z przyjemnością zauważyłem, że jestem od niego wyższy niemal o pół głowy.
- Opowiedz mi coś o sobie - poprosił, podchodząc do mnie o krok bliżej.
Oparłem się o barierki tyłem do niego, nawet nie czując potrzeby obserwowania go. Mimo że dzieciak był nieobliczalny i nie kontrolował swoich optymistycznych odruchów, czułem, wiedziałem wręcz, że potrafi zachować powagę, gdy tylko wyczuje, że sytuacja tego wymaga. Najwyraźniej teraz według niego był ten odpowiedni moment. Dla mnie żadne informacje o mnie nie były jakimś super ważnym i poważnym tematem. Staliśmy na tym przeklętym dachu naprawdę długą chwilę, w trakcie której zdążyłem zliczyć każdy jego oddech. Był niespokojny, nieregularny i co najgorsze - coraz dalej ode mnie.
- Lubię różowy - szepnąłem, kiedy ten zaczął odchodzić. Usłyszałem jeszcze jego ciche, rozbawione parsknięcie i głuchy trzask blaszanych drzwi. Uśmiechnąłem się do siebie szeroko.
Może i był dziwny...
ale intrygujący.


czwartek, 26 maja 2016

MonstaX: Mine (2won)

Wonho

Hyungwon

Monsta X: Mine (2won)
Wonho & Hyungwon



Zamknąłem drzwi vana za Minhyukiem, który ręce miał obładowane naszymi kawami, sokami i co tam jeszcze kto chciał. Shownu (bo to on się tym zwykle zajmował) ostatnio nieźle go wykorzystuje, ale ten chyba nie narzeka. A przynajmniej nie na forum całego zespołu. Odebrałem od blondyna swoją porcję kofeiny i wolną dłonią poprawiłem włosy, zerkając przelotnie na Hyungwona, który oczywiście nie byłby sobą, gdyby czegoś nie zrobił. Tym razem jednak nie narozrabiał samodzielnie, bo Minhyunk zaaferowany rozdawaniem napoi szturchnął tyłkiem jego ręce, przez co najpewniej herbata młodszego wylądowała na nim. Nie wydarł się, więc wywnioskowałem, że na szczęście nie była gorąca. Westchnąłem cicho, trochę zaskoczony stwierdzając, że tylko ja zauważyłem całe to zajście. Tyrpnąłem kark Chae koniuszkiem palca za głową Kihyuna tak, żeby inni tego nie dostrzegli. Na migi kazałem mu wysiąść, samemu robiąc to samo. Obszedłem samochód od strony bagażnika, jednocześnie zdejmując z siebie bluzę. Nie było jakoś bardzo zimno, ale i tak przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Wolałem tamto ciepło a nie samą koszulkę, ale dla młodszego poświęciłbym się raczej we wszystkim.
- Rozbieraj się, mały - mruknąłem, uśmiechając się kącikiem ust w swój charakterystyczny sposób. Skinąłem podbródkiem w stronę jego przemoczonego swetra, żeby nie pomyślał sobie nie wiadomo czego.
- Jestem wyższy o całe trzy centymetry - fuknął na mnie, próbując to zilustrować poprzez pochylenie się nade mną. Dużo mu to nie dało, ale niech czuje się pewniej. Moja strona głupiutkiego samarytanina się ujawniła. Uśmiechnąłem się, widząc, że w końcu zmienia brudne ubranie na to moje, po czym oboje wróciliśmy na swoje miejsca. Nikt o nic nie pytał, nikogo to nie obchodziło. W paręnaście minut byliśmy już w dormie. Trzech chłopaków poszło do naszego malutkiego studia, ale przed oczami mignął mi tylko Jooheon. Minhyuk z Shownu poszli do siebie, ja i Won zrobiliśmy tak samo. Nie zapalając światła, od razu położyłem się do łóżka. Nawet nie przebrałem się w coś wygodniejszego do spania. Zwyczajnie mi się nie chciało, ale zwaliłem to na zmęczenie, które jednak absurdalnie nie chciało się pokazać. W ciemności widziałem nie najgorzej, więc niemal z dziecięcą radością obserwowałem, jak Hyungwon perfidnie obraca się do mnie tyłem i ściąga z siebie obcisłe spodnie, moją bluzę, koszulkę i skarpetki. Ostatecznie ubrał z powrotem mój ciuch, tym razem na niemal nagie ciało, co podziałało na mnie błyskawicznie. Miałem ochotę zdjąć z niego tę bluzę, bynajmniej nie po to, żeby ją odzyskać. Po dłuższej chwili, kiedy Wonnie zasnął, a ja wciąż pozostałem w tym niewygodnym stanie, podszedłem do jego łóżka. Opuszkami palców przejechałem kilkakrotnie po jego odsłoniętych udach. Chłopak zaczął się delikatnie wiercić pod moim dotykiem, więc usiadłem na jego tyłku, żeby mi ewentualnie nie uciekł. Leżał na brzuchu, więc powinno go to przynajmniej w większej części zablokować. Po minucie, może dwóch, młodszy podniósł głowę, a po niej cały tułów, próbując się do mnie odwrócić.
- Hoseok, co ty robisz? - wymamrotał półprzytomny, na co uśmiechnąłem się szeroko. Przypomniała mi się sytuacja, kiedy zostaliśmy omyłkowo zamknięci w schowku na szczotki w wytwórni. Bardzo małym schowku. Był wtedy strasznie zdenerwowany, trzęsły mu się uda. Do teraz nie wiem, czy było to spowodowane jego dość wątpliwą nyktofobią czy mną, ale biorąc pod uwagę kolejną sytuację, która nasunęła mi się na myśl, obstawiam to drugie. Hyungwonnie lubił pisać opowiadania, a że był raczej małomówny i zamknięty w sobie, to nie pokazywał ich nikomu. Taki plus, że z nim mieszkam i kiedyś natknąłem się na jego notes. Nieźle się zdziwiłem, czytając go. A konkretniej scenę gejowskiego seksu. Sam fakt, ze był to seks spod ręki Chae, był dość szokujący i... podniecający. Po długich przemyśleniach (naprawdę długich, zajęło mi to kilka miesięcy) dotarło do mnie, że najprawdopodobniej jestem gejem i lecę na młodszego, a aktualne zdarzenia to potwierdzają.
- Czujesz? - mruknąłem do jego ucha, ocierając się przyrodzeniem o jego pośladki. - Twoja wina.
Słyszałem, jak głośno przełknął ślinę, wciskając głowę w poduszkę. Nachyliłem się nad nim, całując go kilkakrotnie w kark, a gdy się tym lekko znudziłem, zacząłem go tam delikatnie gryźć. Jednocześnie wsunąłem mu dłonie pod bluzę, przesuwając paznokciami po jego żebrach, na co ten w końcu jęknął. Na chwilę zaprzestałem jakiejkolwiek czynności, dając mu czas na złapanie oddechu i odwrócenie się w moją stronę. Zdziwiłem się trochę, kiedy sam przyciągnął mnie do pocałunku. Po chwili włączyłem do zabawy swój język, wsuwając go między wargi Hyungwona. Młodszy wypchnął swoje biodra do góry tak, żebym poczuł jego twardniejącą męskość, na co pociągnąłem zębami jego wargę ze zwycięskim uśmiechem. Przymknąłem powieki, schodząc z ustami na jego szyję, ten z kolei zajął się zdejmowaniem ze mnie koszulki. Widziałem, jak wbija łakome spojrzenie w moje mięśnie, kiedy już się wyprostowałem, i napawało mnie to niesamowitą dumą. Chwyciłem chłopaka pod boki, przekręcając się z nim w ten sposób, że teraz to on siedział na mnie, następnie zdejmując z niego moją bluzę. W tej sytuacji nie powinno mu być zimno. Przyciągnąłem go do siebie, z przyjemnością zatapiając się w jego pełnych wargach, jednocześnie palcami pieszcząc jego sutki. Chłopak zaczął cicho pojękiwać wprost w moje usta i chyba nieświadomie poruszać miednicą, co niesamowicie mi się spodobało, bo sam też zacząłem tak robić. Wonnie oderwał się ode mnie z cichym mlaśnięciem, majstrując chwilę przy moich spodniach. W końcu mogłem nacieszyć się wolnością, co ten wykorzystał, robiąc mokre ścieżki na mojej klatce piersiowej aż po zakryte przyrodzenie. Wplątałem palce w jego włosy, czując, jak skubie zębami materiał moich bokserek, zaraz go zdejmując. Widziałem, jak zagryza wargę, najwyraźniej nie spodziewając się takich rozmiarów. No cóż, miałem się czym pochwalić. Parę sekund później byłem zmuszony do odchylenia głowy w tył i głośnego jęku, kiedy brunet oplótł swoim językiem główkę, zaraz biorąc ją do buzi. Nie sądziłem, że naprawdę to zrobi. Uważnie obserwowałem, jak ocierał się swoim członkiem o pościel w rytm ruchów jego głowy. Wyglądał tak pociągająco. Cholerny, mały kusiciel. Miałem wielką ochotę go pospieszyć, najlepiej własnymi rękami, jednak nie chciałem go spłoszyć. Zauważyłem, ze mój głos zdążył lekko się zachrypnąć, kiedy to kolejny długi jęk wydobył się z mojego gardła. Był w tym zbyt dobry. Chae odsunął się, siadając na moich biodrach i poruszając swoimi. Nie potrzebowałem dużo czasu, żeby dojść. Wpiłem się w jego usta, zdejmując z niego bokserki. Chłopak ułatwił mi zadanie unosząc się lekko, więc już po chwili mogłem sunąć palcami po jego zupełnie nagim ciele. Zmarszczyłem brwi, czując pod opuszkami jakieś wybrzuszenia.
- Blizny? - zapytałem trochę zaniepokojony. Były długie i grube. Cięte?
- To było dawno i nieprawda. Przestań się w końcu ze mną cackać i zacznij mnie pieprzyć - mruknął drapieżnie, nachylając się nade mną. Takiego go nie znałem i cholernie mi się spodobał.
- Hyungwon, nie. Co to ma być? - zapytałem ostrym tonem. Byłem trochę nabuzowany. Osoba, w której się zakochałem, najprawdopodobniej się cięła. Usłyszałem jego głośne westchnienie i już cichsze "kurwa". Won zaczął mnie szybko pobudzać, po czym po prostu się na mnie nabił. Było mi tak dobrze, że niemal zapomniałem o tej sprawie. Trudno, wypytam go o to później. Przerzuciłem go na plecy i zacząłem się w nim szybko poruszać. Nie brałem pod uwagę jego ewentualnego bólu lub dyskomfortu. No cóż, ups. W każdym razie nie narzekał zbytnio.
- Mogłeś... Mogłeś chociaż użyć... czegoś do zwilżenia - warknął po jakimś czasie między pocałunkami i jego własnymi jękami.
- To nie ja się tutaj znam na seksie między facetami - mruknąłem bezmyślnie. - I przypominam, że to ty zacząłeś.
- Czekaj... Czytałeś? - spytał zapewne panikując. Widziałem, jak mocno zagryza wargę i przez chwilę miałem wrażenie, że po prostu przegryzie ją do krwi. Zwolniłem swoje ruchy, sprawiając, że były dużo głębsze i pewniejsze. Chciałem, żeby chłopak poczuł się trochę lepiej. W końcu to była jego domena, nie moja, a przy tym tempie mógł robić ze mną wszystko to, co zechciał.
- To coś złego? - zapytałem trochę zdziwiony jego reakcją, po czym przybliżyłem się do jego ucha. - Mi się tam podobało - szepnąłem, zaraz je przygryzając. W odpowiedzi dostałem wysoki, przeciągły jęk, niemal pisk. Czyżbym trafił w jego prostatę? Dla potwierdzenia pchnąłem go kilka razy pod tym samym kątem równie mocno. Uśmiechnąłem się do niego pięknie, kiedy wygiął całe ciało, nie mogąc powstrzymać tych uroczych dźwięków. Strasznie mi się to spodobało, a jeszcze bardziej to, że zaczął się na mnie zaciskać. Jedną ręką oparłem się na poduszce tuż obok jego głowy, drugą natomiast skierowałem na członka młodszego, chcąc dostarczyć mu dodatkowej przyjemności. Wiedziałem, że długo tak nie pociągnie. Zbliżyłem się do niego, zaczynając skubać płatek jego ucha. Nie wiem czemu, ale uwielbiam to robić. Przejechałem językiem ostatni raz po brzegu małżowiny, zaraz schodząc niżej, na obojczyki, gdzie zrobiłem mu jeszcze kilka średniej wielkości malinek. Mimowolnie uśmiechnąłem się na ten widok. Wyglądał tak bezbronnie. Cały mój. Z ust Hyungwona zaczęły wylatywać coraz bardziej urywane jęki, co świadczyło o tym, że jego szczyt zbliża się wielkimi krokami. Mój zresztą też. Przyspieszyłem ruchy ręką i biodrami, po czym rozlałem się w nim, a on z kolei pomiędzy nasze brzuchy. Nabrałem trochę białawej mazi na palec, zaraz go oblizując.
- Słodki - stwierdziłem z lubieżnym uśmiechem, kradnąc mu buziaka.
- Kretyn - mruknął mocno speszony. Udając, że chcę z niego wyjść, wbiłem się w niego gwałtownie. Odpowiedział mi głośny jęk, z czego byłem naprawdę zadowolony. 
- Co powiesz na jeszcze jedną rundę? - uśmiechnąłem się szerzej, wykonując powolny ruch biodrami. Po prostu nie mogłem się powstrzymać. Koniec końców wysunąłem się z niego po tym, jak zająknął się przecząco. Widać było, że jest wykończony i wcale się mu nie dziwiłem. Pocałowałem go ostatni raz, po czym poszedłem pod prysznic, cały czas szczerząc się jak głupi. Wróciłem po niecałych dziesięciu minutach, nie trudząc się z ubieraniem. I tak nikt nie widzi. Odruchowo spojrzałem na łóżko, zagryzając wargę. W tej samej chwili zauważyłem, że mój mały Hyungwonnie już zasnął. Wyglądał o wiele bardziej uroczo niż zwykle. Może to za sprawą wciąż rozpalonego ciała, mokrej grzywki przyklejonej do czoła albo jego spermy na brzuchu i mojej spływającej mu po pośladkach i udach. Zawróciłem do łazienki po ręcznik, który na odchodnym dobrze zwilżyłem, i nachyliłem się nad Wonem. Ostrożnie, żeby go nie obudzić, podniosłem jego jedną nogę, przekładając ją w ten sposób, że leżał przede mną w pięknym rozkroku. Chwyciłem za ręcznik, zaraz dokładnie oczyszczając ciało wyższego. Pech chciał, że przy wycieraniu genitaliów obudziły się i one i Chae. Cholera. 
- Nawet pospać nie dasz, niewyżyty zboczeńcu - fuknął na mnie, zarzucając mi ręce na kark. Pocałował mnie delikatnie, powoli i z wyczuciem, jednocześnie wyczyniając cuda z naszymi językami. Położyłem go z powrotem, kładąc się na nim. Chwyciłem nasze erekcje w jedną dłoń, pocierając je o siebie. Z ust młodszego co chwilę wylatywały niezbyt ciche westchnienia, co mnie satysfakcjonowało. Żaden z nas nie potrzebował dużo czasu, żeby dojść. Wytarłem nas szybko tym nieszczęsnym ręcznikiem i przykryłem kołdrą. Przypomniała mi się sprawa tych cholernych blizn. O co z nimi chodziło? Aish, pomęczę go jutro. Na razie niech odpoczywa. Złożyłem krótkiego całusa na jego czole, odwracając się do niego tyłem, bo tak było mi wygodniej. Parę sekund później poczułem, jak ciasno oplata mnie swoimi rękami. Splotłem swoje palce z tymi jego, na co przylgnął do mnie jeszcze bliżej i szczelniej. Ten drobny gest wystarczył, żebym zrozumiał jedną ważną rzecz. Chae Hyungwon jest mój. 

EXO: Paring numer jeden (HunHan)

Sehun
Luhan

EXO: Paring numer jeden (HunHan)
Sehun & Luhan



Zastanawialiście się kiedyś, jak wkurzające jest życie idola? Nie? Otóż, ja, Oh Sehun, tak.
Zero prywatności, ciągłe zdjęcia, prośby o autografy, fotomontaże i pedalenie nas w swoich opowiastkach. Dla mnie to już trochę męczące. Tak, tylko dla mnie. Reszcie podobają się te opowiadania i tworzone w nich pary. Co jakiś czas sprawdzają nawet, który z paringów jest aktualnie najpopularniejszy. Oczywiście wciągają mnie w to wszystko. Może przesadzam i wyolbrzymiam wagę sytuacji, ale jestem tylko małym, złośliwym, interesownym maknae. Wciąż tylko dzieckiem, a dzisiaj pewnie będzie to samo. Dostał nam się, o dziwno, tydzień wolnego. Nie żebym narzekał, należało nam się za te wszystkie miesiące ciężkiej harówy. Martwię się tylko, że znowu zwrócą się przeciwko mnie. Suho na szczęście gdzieś wybył, więc miałem pokój tylko dla siebie. Jakoś wieczorem dziwnie zadowolony Kai po mnie przyszedł. Po dość długim zwlekaniu zszedłem do salonu. Czekało tam na mnie calusie EXO. Skubani, nie zapowiedzieli się. Nawet lider się znalazł. Łypałem na wszystkich po kolei, aż doszedłem do pewnego uroczego osobnika. Od zawsze uważałem Luhana za słodkiego chłopca do przytulania, mimo że to on był starszy. Z początku denerwowało mnie to, że musiałem mówić na niego per hyung, bo wcale na takiego nie wyglądał., ale po pewnym czasie przestało mi to tak przeszkadzać. Przez nasze stosunki dużo osób nas shipuje. Niech sobie mówią, co chcą, ale jesteśmy po prostu przyjaciółmi. Najlepszymi, warto dodać. Kiedy EXO-M jest w Korei, albo K w Chinach, zawsze staramy się o wspólny pokój.
Lulu nieugięcie się we mnie wpatrywał. Coś odważny się ostatnio zrobił.
- Po co miałem przyjść? - zapytałem w końcu. Przestąpiłem nerwowo z nogi na nogę, chcąc pokazać, jak bardzo ich towarzystwo mnie drażni.
- Siadaj, młody - zaśmiał się Jongin. Nabrałem nieco podejrzeń przez jego radosny ton, jednak zrobiłem to. Zająłem miejsce obok Lu, na co odsunął się nieznacznie i spuścił wzrok na swoje dłonie. I odwaga uciekła. Od dłuższego czasu ma dziwne humorki. Raz potrafi wymiętosić mnie za wszystkie czasy, a drugi uciekać ode mnie lub bać się chociażby na mnie spojrzeć. Przed chwilą chyba sam nie mógł się zdecydować.
- Hej, co jest? - przysunąwszy się do niego szepnąłem mu na ucho, na co się wzdrygnął. Zignorował mnie, więc lekko go szturchnąłem. - Więc? O co chodzi? - zwróciłem się do reszty, kiedy starszy w dalszym ciągu nie reagował. Odpowiedział mi jedynie ich śmiech. Po jakimś czasie na stoliku pojawiły się butelki soju, niektóre już puste. Ja, jako że miałem raczej słabą głowę i wciąż robiłem za cudownego maknae, dostałem zwykły sok. Oczywiście tylko z początku.
- Panie... panowie, nadszedł kulminacyjny moment naszego zgromadzenia! - krzyknął wyraźnie uradowany, jak i podpity Chanyeol i skinął głową na siedzącego dwa miejsca ode mnie Laya. Ten odpalił laptopa znajdującego się na jego kolanach. i włączył przeglądarkę. Gdy zobaczyłem stronę na jaką wchodzi, oczy o mało mi nie wyszły. Mogłem się tego spodziewać. Bezmózgie ameby.
- Nie macie co robić? - rzuciłem lekko zirytowany.
- Oj, cicho bądź. Przecież to tylko zabawa. - wymamrotał Tao siedzący między nogami Krisa, jakkolwiek dwuznacznie by to nie brzmiało. Niezbyt zadowolony z tej sytuacji spojrzałem na ekran, poprawiając swoją pozycję. Jednak po pewnym czasie i wypiciu dość sporej ilości alkoholu bawiłem razem z nimi. Sami wymyślaliśmy różne absurdalne paringi i śmialiśmy się za każdym razem, gdy okazywało się, że nasze fanki wpadały na to samo. Po kolejnej flaszce osobiście poganiałem chłopaków do sprawdzenia rankingu. 6 najpopularniejszych, z czego patrzyliśmy tylko na trzy pierwsze.
- Trzecie miejsce zajmują... - zaczął Suho z teatralnym zatrzymaniem, mającym na celu stworzyć odpowiednie napięcie. Co z tego, że wszyscy i tak widzą to na monitorze - XiuLay! - Baozi opierający się o oparcie sofy tuż za Yixingiem delikatnie cmoknął go w ucho, na co tamten uśmiechnął się, ukazując uroczy dołeczek z prawej strony. - Drugie... BaekYeol! - młodszy zaśmiał się, jak to miał w zwyczaju i pocałował nieświadomego Byuna w usta. Drugi natychmiast odpowiedział, zarzucając mu ręce na ramiona. Może to przez procenty lub po prostu żart. Jednak kiedy się od siebie odkleili i zobaczyłem ich zarumienione twarze i splecione ze sobą dłonie, zrozumiałem co ich łączy.
- Szczęścia - powiedziałem równo z resztą, uśmiechając się. Nie miałem zamiaru wrzeszczeć czy wyzywać od najgorszych. Jeśli oni są szczęśliwi to ja też. Zespół zawsze działał na tej zasadzie i dzięki temu nigdy nie było większych kłótni. Nikt nie ingerował niepotrzebnie do życia innych, ale to nie oznacza, że byliśmy dla siebie obojętni czy coś w ten deseń. Wręcz przeciwnie - byliśmy jak wielka kochająca się (no prawie...) rodzina. Jeśli ktoś zaczynał przeginać lub coś było z nim nie tak, potrafiliśmy się zachować gorzej niż rodzona matka.
- Uwaga, uwaga. Paring numer jeden... HunHan! Gratulacje, gołąbeczki - lider EXO-K uśmiechnął się jak zbiegły psychopata. Kiedy tylko udało mi się przeanalizować znaczenie jego słów, momentalnie wytrzeźwiałem.
- Jakie gołąbeczki? Przed chwilą mówiliście, że to tylko pieprzona zabawa, a teraz okazuje się, że Lay i Xiumin kręcą ze sobą a BaekYeol jest prawdziwe. Rozumiem, akceptuję, pod warunkiem, że nie tyczy się to mnie - wybuchnąłem, jednak dość spokojnym głosem. Usłyszałem obok siebie cichutkie pociągnięcie nosem i kątem oka zobaczyłem wybiegającego Jelonka - Wystraszył się mojego tonu czy co?
- Sehun, naprawdę jesteś totalnym idiotą - skwitował Lay, kręcąc pobłażliwie głową - Serio nic nie zauważyłeś? - dopytywał się. Widząc moją zdezorientowaną minę, kontynuował - HunHan is real - zacytował podpis jednego z fanartów pytającym tonem - Przynajmniej ze strony Luhana. Kocha cię, kretynie.
Dosłownie mnie wgniotło. Nagle to wszystko we mnie uderzyło. Ta cała "braterska" miłość, fanservis, jego gesty i słowa były prawdziwe a ostatnie zachowanie spowodowane najprawdopodobniej uświadomieniem sobie swoich uczuć. W mojej głowie kotłowało się wiele różnych myśli, jednak jedna wybijała się ponad wszystkie. Czy na pewno uważam go tylko za przyjaciela? Jego obecność zawsze sprawiała mi radość i coś na wzór spełnienia. Drobne czułostki typu trzymanie się za rękę czy przytulanie rozlewały po ciele przyjemne ciepło a buziaki w policzek szybsze bicie serca, jednak nie zwracałem na to uwagi, jednocześnie spychając swoje własne uczucia gdzieś głęboko. Niewiele myśląc, zerwałem się do góry i podążyłem śladem hyunga. Znalazłem go na moim łóżku, moczącego pościel w "nogach". Zawsze zajmował akurat tą część, gdy był czymś mocno przejęty. Podszedłem pod dolną ramę i przykucnąłem tak, że nasze głowy były na tej samej wysokości. Oparłem czoło o jego czubek. Czując lekkie poruszenie, podniosłem czaszkę i poczekałem, aż mój mały Lu zrobi to samo, po czym bez ostrzeżenia delikatnie wpiłem się w jego usta. Nie wyczuwając żadnej reakcji z jego strony, odsunąłem się z nieukrywanym zawodem. Zmieniłem swoje położenie tak, że teraz siedziałem przed starszym i szepnąłem te chrzanione dwa magiczne słowa, po czym znów go pocałowałem. Tym razem odpowiedział. Przejechałem językiem po jego wargach, na co natychmiastowo je rozchylił. Dokładnie studiowałem jego podniebienie, policzki, dziąsła i zęby, dopóki nie odnalazłem jego języka, zapraszając go do wspólnej zabawy. Ponownie zmieniłem pozycję, rzucając niższego na poduszki. Oparłem ręce po obu stronach jego głowy i włożyłem mu dłoń pod koszulkę. Przesunąłem nią wzdłuż jego boku, powodując u niego dreszcz oraz wyczuwając każde żebro z osobna. Zdecydowanie musimy go podtuczyć. Pocałunki stały się jeszcze bardziej chaotyczne niż przedtem. Ustami zjechałem na wrażliwą skórę szyi, jednocześnie palcami pieszcząc jego sutki. W nagrodę otrzymywałem coraz głośniejsze jęki. Nigdy nawet nie pomyślałbym, że z jego niewinnych ust mogą wyjść takie dźwięki. W końcu materiał zaczął mi przeszkadzać, więc sprawnie się go pozbyłem, rzucając gdzieś w kąt. Musiałem się przez to od niego oderwać. Teraz patrzyłem na jego mocno zarumienioną twarz. Wyglądał tak słodko.
- Mimo wszystko dalej nie usłyszałem tego od ciebie - wydyszałem. Chińczyk zrobił mało inteligentną minę, jednak szybko się poprawił.
- Kocham cię, Sehunnie. Jak wariat - zreflektował się, na co uśmiechnąłem się szeroko i po raz kolejny złączyłem nasze usta w długim, namiętnym pocałunku. Rękami odszukałem zamek jego jeansów i w rekordowym tempie zerwałem je z niego. Teraz został w samych bokserkach z wyraźnym wybrzuszeniem. Luhan otarł się o mnie prowokacyjnie, wywołując głośny jęk tym razem u nas obu. Nim się zorientowałem chłopak przerzucił nami w taki sposób, że teraz to ja leżałem pod nim. Od dołu wyglądał coraz mniej niewinnie. Nie miałem go takiego na codzień, więc chciałem korzystać, zapamiętać jak najwięcej na jak najdłużej. Hannie zaczął wykonywać posuwiste ruchy miednicą, ocierając o siebie nasze ukryte członki. Splotłem nasze palce razem, delikatnie go do siebie pociągając. Zaczął składać na moich ustach motyle wręcz pocałunki, jednocześnie dysząc i drżąc z przyjemności. Wiedziałem, że za niedługo dotrzemy do końca, jednak wolałem cieszyć się nim powoli. Na wszystko będzie czas. Więcej takich sytuacji nas nie ominie, co z pewnością wykorzystamy. A raczej ten łóżkowy szatan nade mną. Przywarł mocniej swoim członkiem do mojego, sekundę później dochodząc. Orgazm wstrząsnął nim tak nagle, że położył się na mnie bez sił. Sam szczytowałem w tym samym momencie, będąc jak najbardziej zadowolonym. Odgarnąłem mu mokre włosy z czoła, zaraz po tym obejmując go luźno ramionami.
Przez dwadzieścia długich minut w salonie EXO panowała przerażająco niekomfortowa cisza. Wszyscy doskonale słyszeli jęki Luhana i skrzypienie łóżka Sehuna. Tao oderwał głowę od nogi Yifana, rozglądając się panicznie dookoła.
- A gdzie Lay z Xiuminem? - skierował pytanie do właściwie nikogo konkretnego, unosząc brew w geście zdziwienia.
- Zmieniają typ relacji na taki jak Chanyeol z Baekiem - odpowiedział Jongdae, mrugając do wymienionej dwójki z rozczulonym wyrazem twarzy.
- Albo jak ci na górze - wtrącił Tao ironicznie, ale ze szczerym, radosnym uśmiechem.
- Nas też to czeka - szepnął mu na ucho Kris, na co młodszy wzdrygnął się, poszerzając uśmiech. 




HunHan is real

UNIQ: Nine shades of god (BoYoun)

Yibo

Seungyoun




UNIQ: Nine shades of god (BoYoun)
Yibo & Seungyoun


W blond włosach wyglądał jak ciota i pieprzona księżniczka, ale, cholera, mógł w nich zostać. Byłoby mi łatwiej go odtrącać. O ile wtedy nie umiał odpędzić od siebie adoratorów, o tyle teraz nie odpędzi od siebie właśnie mnie. To, co zrobił z tymi cholernymi włosami, było po prostu chamskie. Mógł dalej mnie podrywać, od teraz z jakimś skutkiem.
Nie. Nie mógł. Nigdy nie mógł.
Sam sobie na to pozwalał, nie licząc się z moim zdaniem. Przecież tyle razy powtarzałem mu, że ma dać sobie spokój i odwalić się ode mnie raz na zawsze. Ciągle miał to głęboko. Nigdy mnie nie słuchał. Zamiast tego wolał bawić się moimi włosami, dotykać prawie niewyczuwalnie mojej twarzy, czy próbować spleść palce swojej dłoni z moją. Denerwowało mnie to. Denerwowała mnie jego obecność. On cały mnie denerwował.
Pieprzona księżniczka.

Po jakimś czasie przestałem zwracać na niego uwagę, a on przestał mnie zaczepiać. Żaden z nas nawet nie mijał drugiego. Ukrywaliśmy się przed sobą? Być może on tak, ja funkcjonowałem zwyczajnie, w ogóle o nim nie myśląc. Tak rozeszły się nasze drogi, ale niestety nie na długo.
Usiadłem na sofie w naszym dormowym salonie, od razu chwytając za pilot. Skakałem po kanałach bez większego celu, ostatecznie zatrzymując się na jakimś muzycznym. Uśmiechnąłem się słysząc końcówkę EOEO i pozytywny komentarz. Na szczęście teraz nie planowano nam comebacku, fanmeetingów ani ogólnie żadnej działalności. W skrócie - dostaliśmy wolne. Jeden z nas przed godziną wyjechał do rodziny, ale który to, to już nie wiem. Nie zbyt mnie to obchodziło, ale liczyłem na Yibo. Zerknąłem na ekran komórki, sprawdzając godzinę. Mecz się zaraz zaczyna! Co prawda była to powtórka z wczoraj, ale byliśmy wtedy w wytwórni, żeby pozbierać jakieś swoje ważniejsze manatki, które podczas tych wakacji będą nam potrzebne. Przełączyłem na odpowiedni kanał, idąc do kuchni po piwo. Jedno w zupełności mi wystarczyło. Rozłożyłem się wygodnie, jednocześnie zawijając się w kokon z koca. Jakoś w połowie meczu, przestałem się krępować i na głos wytykałem błędy mojej ukochanej drużynie, jednocześnie przeklinając i tak przegrywających przeciwników.
- Naprawdę jesteś za Lakersami? - prychnął ten cholerny Wong, pojawiając się nie wiadomo skąd.
- Nie moja wina, że mam słabość do LeBrona - wyjaśniłem opryskliwie, wywracając oczami.
Cham.

Podszedł do oparcia sofy, otaczając moją szyję swoimi ramionami. Wzdrygnąłem się z obrzydzeniem, próbując odsunąć od siebie te łapska.
- A co ty na to... Jeśli wygra L.A. Lakers, zostawię cię w spokoju i będę się do ciebie odzywać tylko w razie konieczności, hm? Ale jeśli wygra Miami Heat, będę mógł zrobić z tobą, co tylko zechcę... To jak, wchodzisz w to? - wyszeptał wprost do mojego ucha, a mnie przeszły ciary. Spojrzałem na ekran telewizora. Lakersi prowadzili dwunastoma punktami. Uśmiechnąłem się z satysfakcją, odwracając się w stronę Yibo. Wyciągnąłem do niego rękę, a ten uścisnął ją z równie wielkim uśmiechem.
Kwartę później patrzyłem oniemiały, jak Heatsi przeganiają moich jednym punktem, który zaraz potem zamienił się w trzy po idealnym, podręcznikowym wsadzie Beasley'a. Jak to w ogóle możliwe? Zwróciłem swoje spojrzenie na zadowolonego chińczyka, który mrugnął do mnie porozumiewawczo. Cholera.
Przecież nie tak trudno sprawdzić wyniki w internecie. Momentalnie strzeliłem sobie solidnie w twarz. Jak mogłem być tak głupi i naiwny?
Podstępna żmija.

Pierwszą rzeczą, jakiej ten kretyn zażądał w ramach wygranej, było pójście z nim na imprezę do jego znajomych. Wielka popijawa, typowa dla tych wszystkich snobów z amerykańskich filmów, dlatego tym bardziej było mi niedobrze na myśl, że będę zmuszony siedzieć w ich towarzystwie. Kiedy tylko weszliśmy do ogrodu, gdzie cały ten chłam się odbywał, maknae popędził po drink dla siebie, o mnie całkowicie zapominając. Nie powiem, że zrobiło mi się przykro... Bo oczywiście wcale tak nie było! Mina zrzedła mi jeszcze bardziej, gdy zobaczyłem, że chłopak flirtuje w najlepsze z jakąś wyuzdaną panienką.
Bawidamek.

Rzuciłem się wściekły do baru, zamawiając czystą. Najpierw bawi się w idiotyczne podchody, zaprasza mnie jako s w o j e g o towarzysza, a teraz co? Idzie z nią do toalety na szybkie co-nieco. Wong Yibo, cholerny dupek, podły kłamca i narwany podrywacz, któremu wystarczy, że cel żyje i ma chociaż jedną dziurę. Może mnie też chce tylko wydymać? Wychyliłem kolejny kieliszek i nagle poczułem, jak ktoś nisko otacza mnie ramionami, szepcząc zmysłowo moje imię wprost do mojego ucha. Odwróciłem się powoli, a potwierdzając swoje przypuszczenia dotyczące właściciela tego seksownego głosu, po prostu uderzyłem go otwartą dłonią w pysk. Należało mu się jak cholera.
Minąłem go, szybko wychodząc z posesji. Nie do końca byłem świadom, co mną kierowało, ale byłem z siebie minimalnie zadowolony. Przez pięć najbliższych minut szedłem z kamienną miną, dumnie wyprostowany, ale w jednej chwili po prostu się załamałem. Przykucnąłem w pobliżu latarni, oddychając niespokojnie. Jak mantrę powtarzałem słowo, które w tym momencie najbardziej pasowało do Yibo.
Dupek.

Parę sekund później znajdowałem się w czyichś rozgrzanych ramionach. Czułem się rozdarty. Wtuliłem się absurdalnie ufnie w jego ciepłe ciało, wsłuchując się w to, co mówił. Nie obchodziło mnie to, co próbował mi przekazać. Po prostu lubiłem jego głos.
- Puść mnie, kretynie! - pisnąłem, kiedy ten ot tak mnie podniósł, kierując się w stronę naszego dormu.
- Nie reagowałeś na "chodź do domu, bo zmarzniesz", to co miałem zrobić? - odgryzł się, a mnie zatkało. Martwił się o mnie czy próbował mnie udobruchać? Pokiwałem grzecznie głową, nawet nie myśląc o tym, że mógłbym iść o własnych siłach. Uczepiłem się go mocniej, całując go delikatnie w policzek. Nie wiem, co mnie opętało. Trochę bałem się spojrzeć na jego twarz, więc ułożyłem głowę na jego barku, zapewne łaskocząc go włosami w szyję. Ocknąłem się dopiero w łóżku, czując, jak materiał moich spodni gdzieś znika. Otworzyłem oczy, ze zgrozą zauważając, że wcale nie jestem w swoim pokoju, a moje spodnie trzyma Yibo. Zostałem w samych bokserkach, świetnie.
- Mogę zrobić z tobą, co tylko zechcę, zapomniałeś? No już, nie patrz tak na mnie, hyung - uśmiechnął się w ten swój specyficzny sposób, nachylając się nade mną. Stęknąłem cicho, kiedy wargi tego diabła znalazły się na moim sutku.
Zboczeniec.

Wsunął opuszki palców za materiał mojej bielizny.
- Ach, hyung, zapomniałbym... Jak bardzo podobam ci się w tych włosach? - rzucił niby przejęty, przekrzywiając głowę nieco na bok. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Właściwie to doskonale zdawałem siebie sprawę, że nie muszę nic mówić. Wiedział, jak jest. Jak b a r d z o. Uśmiechnął się zawadiacko, pochylając się jeszcze niżej. Jęknąłem głośno, gdy Yi ugryzł mnie w sutek, rękami błądząc po moich udach. Błyskawicznie zasłoniłem sobie buzię ręką, przypominając sobie o Sungjoo i Wenhanie.
- Nie usłyszą nas. Są zajęci tym samym - sprostował, wracając do poprzedniej czynności. Zacisnął zęby na drugiej brodawce, zasysając się mocno. Jęknąłem jeszcze głośniej, oplatając nogami jego biodra. Chłopak wykorzystał to, ocierając o siebie nasze członki. Byłem coraz bardziej podniecony, a on zadowolony, że mu uległem.
- Ngh, Yibo, jeszcze... - wybłagałem, wypychając biodra do góry.
Bóg seksu.

- Połóż się na brzuchu - szepnął mi na ucho, drażniąc je zębami i językiem.
- Nie... Chcę cię widzieć, dongsaeng - mruknąłem możliwie jak najstabilniejszym głosem. Cały drżałem, co było zasługą Wonga.
- Słucham? - zapytał zszokowany. Miał do tego prawo. Nigdy go tak nie nazywałem. Pogłaskałem czule jego zaróżowiony policzek, zaraz równie słodko całując go w usta. Nie mogłem się powstrzymać. Uśmiechnąłem się uroczo i trochę nieśmiało, wplątując palce w jego cudownie ciemne włosy.
Mój idiota.

Uśmiechnąłem się, wpychając torby Yixuan w ręce mojego faceta.
- Masz coś przeciwko gejom, hyung? - zapytałem prosto z mostu, na wszelki wypadek używając swojego aegyo. Ten oczywiście zaprzeczył z uśmiechem. Poczochrał mnie po włosach.
- Zgaduję, że wszyscy czterej jesteście - zaśmiał się donośnie, patrząc na nas z radością w oczach.
- Skąd ty..? - spytał oniemiały Wenhan. Biedaczek nie zdążył jednak dokończyć.
- "to wiesz"? - wtrącił Xuan. - Od dawna się na to zanosiło.
Yibo od razu po tym słowach dopadł mnie, zaczynając ściskać i całować po całej twarzy. Stresował się reakcją lidera.
W myślach dopisałem do mojej małej listy stron Yibo jeszcze jedną pozycję.
Dzieciak.